Ten tekst powstał na podstawie doświadczeń studentów i absolwentów architektury Polskich uczelni, którzy zdecydowali się podzielić ze mną swoimi wspomnieniami. Zdecydowałam się napisać go, ze względu na wiele wiadomości z podziękowaniami za poruszanie tego tematu na Instagramie. Wiem, że nie wszyscy studenci architektury mają złe wspomnienia, jednak istnieje duża grupa, która nie wspomina studiów dobrze – to właśnie dla nich napisałam ten tekst. Ma on na celu unaocznienie problemów z jakimi mierzą się młodzi architekci oraz pokazanie, że nie są w swoich odczuciach odosobnieni.
Jeśli zapyta się młodych architektów czym jest dla nich architektura, większość odpowie, że to pasja. Rozmawiając o pracy będą oni mówić o misji społecznej i chęci zmiany świata na lepsze. O tworzeniu piękna i poszukiwaniu nowatorskich rozwiązań. W ich wypowiedziach będzie czuło się zapał i ekscytację tym co robią.
Jeśli jednak temat zejdzie na studia, ich narracja się zmieni. Chyba każdy wspomni nieprzespane noce i hektolitry wypitej kawy. Część z nas będzie miała jednak dużo gorsze skojarzenia z latami spędzonymi na uczelni.
Jest kilka powracających tematów, o których mówili moi rozmówcy. Dużo słyszałam o upokorzeniu. To, by prowadzący rozpoczął wykład ogłaszając iż “powinni państwo zmienić zawód” można uznać za nie do końca trafiony wyraz prywatnych frustracji. Moi rozmówcy mówili jednak o innych sytuacjach – momentach, gdy podczas korekty prowadzący publicznie mówił im w twarz, że nie nadają się na architekta lub nie mają wystarczających umiejętności, by zdać dany przedmiot. Słyszałam historie mniejszych lub większych upokorzeń. Część z nich to także moje wspomnienia – najbardziej zapadło mi w pamięć to, gdy podczas egzaminu jeden ze studentów został złapany na przepisywaniu odpowiedzi z telefonu. Ściąganie w czasie egzaminu na pewno zasługuje na karę, jednak pilnująca nas osoba odebrała winowajcy telefon, po czym zaczęła ze śmiechem czytać i głośno komentować jego prywatne wiadomości. Do tej pory pamiętam szydercze słowa prowadzącej egzamin pani doktor: “mamusia pisze” i towarzyszący im śmiech.
“Wszak historia nie zna takich przypadków, że ktoś się czegoś nauczył, bo go upokorzyliśmy”1, więc czy wstyd to odpowiednia kara za ściąganie? Czy to już zwykła przemoc psychiczna?
Często pojawiającym się wspomnieniem był też brak poczucia sensu wykonywanej na uczelni pracy i brak odpowiedzi na pytanie do czego w przyszłości przyda się zdobywana wiedza. To może nie wydawać się ważne, ale skąd student ma wiedzieć, które z usłyszanych na wykładzie informacji będą dla niego kluczowe? Wiadomym jest, że nie da się zapamiętać wszystkiego.
Przykładem mogą być przepisy budowlane – w rozmowach często powracała ich kwestia. Zdarzało się, że ich znajomość nie była wymagana, a bywało też, że projekty nie były sprawdzane pod kątem zgodności z prawem budowlanym. Z jednej strony możliwość swobodnego rozwoju, bez konieczności ograniczania się prawem jest częścią kształcenia architekta. Z drugiej, gdy pomyślimy, że zawód ten to przede wszystkim dopasowywanie wizjonerskich pomysłów do wymagań prawnych można zapytać czy studia na pewno do niego przygotowują?
Jeśli wnioskować po ilości czasu poświęcanego na poszczególne przedmioty na uczelni to młodzi architekci to przede wszystkim historycy. I choć wymaganie znajomości wiedzy historycznej nie jest niczym złym, ważny jest sposób, w jaki jest ta wiedza przekazywana i jak studenci mają udowadniać, że ją przyswoili.
Nauka historii architektury lub historii urbanistyki często opisywana była jako bezsensowny, mechaniczny proces rysowania detali z pamięci, bez zastanowienia dlaczego budynki lub miasta w danych okresach wyglądały w taki, a nie inny sposób. Zamiast zachęcać i wzbudzać ciekawość historia architektury wywoływała w moich rozmówcach niechęć. A przecież architektura była nieodzownym elementem kultury i wszelkich znaczących zmian społecznych! Gdyby dobrze opowiedzieć jej historię studenci kończyli by studia mając świadomość ciągłości pomiędzy tym to co było, z chwilą obecną. Z łatwością umieliby dostrzec nawiązania we współczesnej architekturze do porządków klasycznych, epok czy poszczególnych nurtów w sztuce. Czy mają tę wiedzę obecnie? Jeśli tak, moi rozmówcy nie wynieśli jej z zajęć o historii architektury, o których wyrażali się tylko źle, a z własnych, prywatnych badań.
Innym, powtarzającym się zarzutem było to, że przedmioty projektowe były prowadzone przez teoretyków, a nie osoby z doświadczeniem w biurze projektowym. W tym wypadku rozmówcy mówili o złości na uczelnię oraz o tym, że nie są pewni, czy wiedza, którą zdobyli jest merytorycznie poprawna. Problem ten jest wielowątkowy i trudny do rozwiązania. Często osoby pracujące aktywnie jako architekci nie mają szans na połączenie pracy zawodowej z naukową ze względu na brak czasu. Zdarza się też, że karierę naukową rozpoczynają osoby zaraz po ukończeniu studiów magisterskich, co sprawia, że nie mają szans na zdobycie doświadczenia w zawodzie. Czy można mieć o to pretensje do uniwersytetów? Wątpię, w końcu to instytucje naukowe, a nie szkoły zawodowe. Mimo to rozumiem frustrację młodych ludzi, którzy nie mają skąd czerpać wiedzy o życiu architekta.
Jeszcze inną kwestią był nadmiar pracy. Choć nieprzespane noce i dni pełne stresu to obraz, który współgra z typowymi wspomnieniami z sesji i końcowych egzaminów niezależnie od kierunku, architekci stykają się z tym problemem zdecydowanie częściej. Dla nich nieprzespane noce nie zdarzają się jedynie w okolicach końca semestru, a stale. Problem ten ma wiele przyczyn. Jedną z nich jest fakt, że uczelnie nie gwarantują, iż wymagane na poszczególnych przedmiotach zadania da się zrealizować w czasie przewidzianym przez punkty ects. Sprawia to, że studenci są obciążeni pracą i żyją stale ścigając się z terminami.
Dodatkowo większość prowadzących uważa swój przedmiot za najważniejszy co przekłada się często na niesamowicie wysokie wymagania. Sprawia to, że czas i nakłady pracy, jakie są konieczne do zaliczenia poszczególnych przedmiotów nie są skoordynowane. Z jednej strony jest to zupełnie naturalne na studiach, z drugiej zaś architektura to nie jest typowa dziedzina wiedzy. Łączy w sobie bowiem inżynieryjne podejście z kreatywnym i artystycznym. Kierunek ten wymaga nie tylko godzin spędzonych na nauce, ale też pomysłowości i wizjonerstwa, którym pośpiech i stres nie służą.
Osobną kwestią jest jeszcze traktowanie wszystkich zagadnień projektowych tak, jakby miały najwyższy priorytet. Powoduje to, że łatwo uznać wszystkie problemy za bardzo ważne, a przecież częścią pracy architekta jest też wybieranie tych najważniejszych, najbardziej palących zagadnień i rozwiązywanie ich w pierwszej kolejności.
Nadmiar pracy i brak zarządzania czasem wpaja studentom architektury, że praca po nocach i ponad siły jest w tym zawodzie normą. A chyba każdy praktykujący architekt zgodzi się, że nie powinna nią być. Praca po godzinach, ponad własne siły świadczy o braku organizacji i złym zarządzaniu. W wielu przypadkach jest też niezgodna z polskim prawem pracy, o czym wielu architektów ma zwyczaj zapominać. Przyzwyczajanie studentów do tego, że jest to norma, przyczynia się do utrwalania bardzo złych nawyków i co za tym idzie psucia rynku pracy architektów.
Kolejnym, stale pojawiającym się, wspomnieniem było kultywowanie indywidualizmu i brak pracy grupowej na uczelni. Dziwi to tym bardziej, gdy zdamy sobie sprawę, iż zawód architekta to przede wszystkim praca w zespole, dzielenie się zadaniami i międzybranżowa koordynacja. Jak przyzwyczajeni do samodzielnej pracy młodzi architekci mają odnaleźć się w wieloosobowym zespole podczas pracy w biurze? Lata samodzielnej pracy, lub co gorsza źle zorganizowanej pracy grupowej powodują, że świeżo upieczeni absolwenci nie potrafią odnaleźć się w pierwszej pracy.
Innym zagadnieniem jest brak konstruktywnej dyskusji na temat projektu. Jak studenci mają nauczyć się bronić swoich pomysłów, jeśli jedyną sposobnością do tego jest dyskusja z prowadzącym, który nie jest rozmówcą na tym samym poziomie co student, bo zazwyczaj oprócz autorytetu ma jeszcze przewagę wieku i wiedzy. Jak mają stworzyć grupę, która się wspiera i współpracuje, jeśli zajęcia nie dają im szansy na poznanie się?
To prowadzi nas do ostatnich i chyba najbardziej mrożących krew w żyłach wspomnień o jakich słyszałam. Były nimi relacje z innymi studentami. Zazwyczaj były one opisywane jako pełne podejrzliwości i niechęci. Często pojawiało się wrażenie, że pozostali studenci traktują moich rozmówców jako “konkurencję na rynku pracy”. Wzajemna niechęć, brak koleżeńskich relacji i chorobliwe wręcz bronienie swojej pracy przed innymi sprawia, że opisywane uczelnie jawiły się jako paranoiczne i bardzo smutne miejsca, gdzie studenci wymieniają się ideami tylko w ograniczonych, kilkuosobowych kręgach bardzo bliskich znajomych.
Spotkałam się z opinią, że traktowanie innych jak konkurencji zaczyna się już na etapie przed studiami, kiedy kandydaci przygotowują się do egzaminów. W końcu celem egzaminów wstępnych jest wyselekcjonowanie grupy najlepszych. Jednak nie zgadzam się z tą tezą. Egzaminy sprawdzają umiejętności rysowania i kreatywnego myślenia, których nie da się skopiować od drugiej osoby. Szczególnie w momencie stresu i pod presją czasu. Dlatego myślę, że to nie egzaminy są powodem zazdrości, a brak pewności siebie kandydatów i brak wiary we własne umiejętności.
Zgadzam się jednak, że na studiach architektonicznych dochodzi do nadmiernej inspiracji (żeby nie mówić o kopiowaniu) pracami innych. Uważam, że rolą prowadzących jest, by takie incydenty wyłapywać i karać, niezależnie czy jest to kopia rozwiązania innego studenta czy dosłowne odtworzenie koncepcji znanego architekta. Każdy ma prawo bronić swoich pomysłów w obawie przed byciem skopiowanym, jednak nie powinno to ograniczać kontaktów międzyludzkich. Trzeba znaleźć granicę między własną inwencją twórczą, samodzielnie wypracowanymi rozwiązaniami funkcjonalnymi i kompozycyjnymi, a ogólnodostępnymi ideami i pomysłami, którymi warto dzielić się z innymi.
Wymiana doświadczeń, pomysłów i myśli jest nieodzowną częścią zawodu architekta i nie musi oznaczać kopiowania i zgody na kopiowanie przez innych. Dyskusje i dzielenie się swoimi przemyśleniami powinne być prowadzone w jak najszerszym gronie, by służyć studentom, a nie być powodem starć. W końcu każdy adept architektury marzy o tym, by w pewnym momencie założyć własne biuro projektowe. Z kim to zrobić najłatwiej, jeśli nie z przyjaciółmi i znajomymi z roku?
Kontakty międzyludzkie są też podstawą, by mierzyć się z trudnymi sytuacjami na uczelni. Grupa zdeterminowanych i zgranych osób może wywalczyć wiele – od zmiany prowadzącego, który nie szanuje uczniów, przez zmianę terminu kolokwium czy oddania, aż do zmiany wymagań na poszczególnych przedmiotach. To ogromna siła, dlatego nie ma powodu by z niej rezygnować, bojąc się hipotetycznej kradzieży. Bądź co bądź każdy ze studentów architektury przyszedł na uczelnię, by nauczyć się projektować, a nie rozwijać umiejętność oszukiwania.
Wymieniłam bardzo wiele zarzutów skierowanych w stronę uczelni architektonicznych. Muszę jednak zaznaczyć, iż rozmawiałam z wieloma osobami, które napisały do mnie po to, by podzielić się złymi wspomnieniami. Były to osoby z różnych uczelni w całej Polsce. Część z nich to studenci, część stanowili absolwenci. Nasze rozmowy były ich sposobem na wyrażenie frustracji. Czy wynikało z nich jednak, że uważają swój przyszły zawód za pomyłkę? Absolutnie nie! Mimo trudności często mówili o chęci projektowania, ambitnych planach na przyszłość i wielkich marzeniach.
Część osób mówiła też o dobrych wspomnieniach. Mądrych prowadzących, którzy słuchali i odpowiadali na potrzeby swoich studentów. Opowiadali o godzinach wspólnie spędzonych nad rozwiązywaniem jakiegoś trudnego zagadnienia i inspirujących rozmowach z innymi studentami. Wspominali warsztaty i zajęcia dodatkowe organizowane przez uczelnie. Usłyszałam rozmaite dobre wspomnienia. I chociaż tekst ten ma na celu wytykać błędy i dać poczucie, że doświadczając złych momentów, nikt nie jest osamotniony, to nie można zapomnieć, że istnieje też pozytywna strona polskich uczelni. Myślę, że każdy uniwersytet ma w swoich szeregach osoby które nie powinni zajmować się kształceniem młodego pokolenia, ale nie możemy zapominać, że istnieją też przykłady wybitnych pedagogów.
Dla mnie najlepszym wspomnieniem były zajęcia z panem doktorem Rafałem Zawiszą prodziekanem do spraw studenckich na Politechnice Krakowskiej. Prowadzącym o niesamowitej wiedzy, ogromnym poczuciu humoru i chęci, by nauczyć nas projektowania dobrze i od podstaw. Mimo, że uczęszczałam na jego zajęcia jedynie rok, miałam po nich nieodparte wrażenie, że w razie kryzysu jest osobą, do której mogę zwrócić się o pomoc. I zdarzało mi się to robić – w momencie, kiedy prowadzący z innego przedmioty chciał bezpodstawnie nie dać zaliczenia dużej grupie osób na roku, wiedziałam, że jest ktoś kto stanie w naszej obronie i nam pomoże.
Innym pozytywnym wspomnieniem jest też profesor Piotr Gajewski, który był promotorem mojej pracy magisterskiej i Zakład Architektury Użyteczności Publicznej, który prowadzi. Zakład pełen mądrych, otwartych osób, które chciały, aby tworzone przez nas projekty były wartościowe i rozwijające.
Takie wspomnienia i wiele innych są dla mnie dowodem na to, że studia architektoniczne nie muszą być drogą przez mękę. Chociaż możemy nie mieć wpływu na wybór prowadzących lub program, który jest wymagany, są elementy, które zależą od studenta. Jednym z nich jest relacja z innymi osobami na roku, która może dawać oparcie i być bardzo rozwijającą. Innym jest jasne komunikowanie pojawiających się problemów i zastrzeżeń pracownikom uczelni, prowadzącym, dziekanom, samorządowi studenckiemu, tak by dostali informację, że coś nie działa i wymaga zmiany. Skąd dziekan lub rektor mają wiedzieć o niesprawiedliwym prowadzącym, którego zajęcia pozostawiają traumatyczne wspomnienia, jeśli nie będą o tym informowani? Jak można oczekiwać zmiany, jeśli osoby, które mają możliwość jej dokonania, nie wiedzą, że jest konieczna?
A przede wszystkim najważniejszym elementem studiów jest szukanie najlepszej drogi dla siebie. Bez zakładania z góry, że “studia są ciężkie” lub “wszyscy mają tak samo” tylko aktywne szukanie takich prowadzących, zajęć, kół zainteresowań, które dają nam poczucie, że się rozwijamy i nie musimy o ten rozwój walczyć. Jest wiele podejść do tematu architektury – od tych czysto inżynieryjnych aż do niemożliwych do zrealizowania futurystycznych koncepcji. Kluczem do przetrwania tych trudnych studiów może być więc znalezienie odpowiedniego miejsca dla siebie2 i poznanie mądrych, kreatywnych osób wokół.
- Cytat Janiny Bąk z książki „Statystycznie rzecz biorąc, czyli ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla?”; Wydawnictwo W.A.B
- a dla tych, którzy powiedzą, że na części uczelni obowiązują zapisy i wyścig o miejsce powiem, że wiele problemów da się rozwiązać rozmawiając z prowadzącymi i przekonując ich, by znaleźli dodatkowe miejsce, bo zyskają dzięki temu zaangażowanego, mądrego studenta.