Pytanie…?

Walter Gropius, założyciel Bauhausu, powiedział, że tylko doskonała harmonia funkcji technicznych oraz proporcji może prowadzić do powstania czegoś pięknego*. Porównał dobrą architekturę do ludzkiej twarzy, mówiąc, że choć każdy jej element służy dokładnie swojemu celowi, to tylko kiedy są zestawione ze sobą w idealnych proporcjach można je określić jako piękne.

 

W moim odczuciu piękno nie było jednak główną wytyczną, którą kierowała się prowadzona przez niego szkoła. Pragnął on bowiem wykształcić w niej grupę projektantów i rzemieślników, których zadaniem byłoby pokierowanie ludzi tak, by wiedli rozsądne, zgodne z naturą życie**. Mieli oni uczynić to projektując w sposób mądry i przemyślany meble, domy i miasta.

 

Nie da się ukryć, że szkoła ta okazała się sukcesem. Skupiła w swych, trzykrotnie przenoszonych, murach ludzi, którzy stali się najsławniejszymi architektami, projektantami i artystami XX wieku. Wykładały tam osobistości, bez wspominania których nie da się opowiadać o sztuce współczesnej – Paul Klee czy Wassily Kandinsky. Dyrektorem Bauhausu był Ludwig Mies van der Roche, architekt którego imię jest dziś kojarzone z najbardziej prestiżową nagrodą architektoniczną w Europie oraz twórca niemieckiego pawilonu na expo w Barcelonie i Neue Nationalgalerie w Berlinie.

 

Wszystkim im przyświecała wspólna idea projektowania rzeczy będących częścią organicznej całości**. Ludzie ci wymyślali architekturę i sztukę na nowo, starając się w coraz to lepszy i bardziej nowatorski sposób odpowiedzieć nią na wymagania otaczającego ich świata. Uczyli nowe pokolenia architektów i artystów wpajając im do głów, że najważniejszy w projektowaniu jest czynnik ludzki. Zakładali, że projekty wychodzące spod ich rąk powinny przede wszystkim odpowiadać na oczekiwania i potrzeby ich użytkowników.

 

Uważam, że położenie nacisku na potrzeby użytkownika jest konieczne by mówić o dobrej architekturze i dziś. We wcześniejszym poście mówiłam, że piękno to nie wszystko czego potrzebuje architektura. Pokazywałam też, że pewne metody i idee, na których oparta jest edukacja architektów, nie zawsze mają zastosowanie w dzisiejszych czasach. W projektowaniu architektury konieczna jest myśl przewodnia, ale nie powinna być to, według mnie, jedynie chęć stworzenia czegoś pięknego.

 

Dlatego podpisuję się pod tym co powiedział Walter Gropius – chodzi o połączenie funkcji oraz proporcji. Architektura powinna mieć w sobie te dwa elementy. Nie skupiać się jedynie na funkcji lub tylko na estetyce, a być ich połączeniem.  

Stąd też pomysł, że chodzi nie tylko o piękno, ale też o to, by budynki odpowiadały na potrzeby ludzi.  

 

Bo czy tak właśnie nie jest?

 

Architektura, czy tego chcemy czy nie, wyznacza sposób w jakim poruszamy się i żyjemy. Definiuje to gdzie i jak zmieniamy drogę poruszając się po mieście. Wpływa na nas w sposób, który zazwyczaj rzadko sobie uświadamiamy. Robi to niezależnie od tego czy nazwiemy ją dobrą czy nie. Czasami sprawia, że mamy ochotę gdzieś przejść i wybieramy konkretną drogę spośród kilku możliwych. Innym razem, że postrzegamy przestrzeń jako gościnną i bezpieczną. Zdarza się, że dzieje się inaczej i architektura każe nam przyspieszać kroku. Zazwyczaj kieruje nami w sposób bardzo subtelny.

 

Czasami przeciwnie. Kreuje to jak się zachowujemy używając krzykliwych neonów i barw, a my, nie mając innego wyjścia, grzecznie się temu poddajemy.  

 

Widać to na przykładzie głośnej realizacji zwanej Superkilen – wielkim klinem –  stworzonej przez kooperację trzech uznanych biur – BIG Architects, Topotek 1 i Superflex. W 2012 roku zaprojektowały one przestrzeń ciągnącą się przez jedną z dość oddalonych od centrum dzielnic Kopenhagi. Dzielnica ta miała złą sławę i uchodziła za niebezpieczną.

Ingerencja architektoniczna, którą zaproponowały biura, znana jest w środowisku architektonicznym jako spektakularny sukces. Podobno zmieniła wiele, przyciągnęła turystów, sprawiła, że mieszkańcy zyskali miejsce do spotkań i rekreacji i obniżyła poziom przestępczości***.

 

Realizacja ta miała być pomostem łączącym wielokulturową społeczność zamieszkującą dzielnicę. Miejscem, gdzie obcy sobie ludzie, wywodzący się z różnych kultur będą mieli szansę się spotkać i poznać. Pomagać w tym miały wszechobecne symbole-pamiątki sprowadzone z ojczyzn mieszkańców tej dzielnicy, oraz zapewnienie im szeregu udogodnień i rozrywek. Stąd też cały teren zamienił się w wielki, dostosowany do potrzeb dorosłych i dzieci plac zabaw. Znalazły się tam miejsca do uprawiania sportu od koszykówki aż po boks, czy też miejsce na grilla.

 

Podobno realizacja ta podziałała. Zmieniła dzielnicę i sprawiła, że wcześniej zwaśnione społeczności zaczęły żyć w zgodzie.

 

Ja początkowo byłam zachwycona bezpośredniością i świeżym spojrzeniem prezentowanym przez projektantów tego fragmentu miasta. Po wejściu przez część czerwoną parku podziwiałam neony i architektoniczne detale. Dałam się porwać medialnemu zachwytowi nad Superkilen.

 

Dłuższy spacer sprawił jednak, że musiałam zweryfikować moje odczucia. Nie odniosłam wrażenia, że problem zamkniętej, niegościnnej enklawy został  do końca rozwiązany. Ja, będąc tam o zmroku, nie czułam się ani bezpiecznie, ani komfortowo. Odwiedzając Superkilen miałam wrażenie, że problemy niegościnności i wyobcowania zostały przykryte kolorowymi ozdobami i po prostu przestały być widoczne. Widoczna stała się bowiem barwna architektura i popkulturowe odniesienia do wielokulturowości.

 

Nie da się zaprzeczyć, że obecność turystów stała się motorem napędzające zmiany dzielnicy. Miejsce to zmieniło swój charakter. Stało się bardziej żywe, powstały nowe miejsca pracy, a przestępczość wyraźnie spadła. Mimo to ciężko nie odnieść wrażenia, że skutek ten był przypadkowy i niezgodny z zamysłem architektów. Superkilen przedstawiane jest w mediach jako spełnienie się marzenia o humanistycznej architekturze XXI wieku, a dla mnie jest to kolejna udekorowana buda**** .

 

Uważam, że właśnie w tym, tak głośnym, projekcie architekci zapomnieli o czynniku ludzkim. Zaprojektowali przestrzeń, której odbiorcami nie stali się mieszkańcy a turyści i media. Zaplanowane zmiany nie miały, więc takiego kierunku, jaki przewidzieli dla nich architekci. To nie do końca miejsce sprawiło, że sąsiedzi, których wcześniej dzieliły różnice kulturowe, zaczęli ze sobą rozmawiać. To obecność turystów i możliwości z tą obecnością związane sprawiły, że dzielnica zmieniła swój charakter.

 

Na przykładzie Superkilen widać, że osią, wokół której powinno się projektować architekturę, by była dobra, powinien być zawsze człowiek. Za dobrym projektem zawsze powinny stać pytania o celowość podejmowanych decyzji i ich wpływ na ludzi, którzy mieliby z kreowanej przestrzeni korzystać.

 

Bo, cytując znów Waltera Gropiusa, dobra architektura powinna być odwzorowaniem samego życia. Dlatego też należy projektować ją ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień socjologicznych, kulturowych i psychologicznych. W przypadku projektu Superkilen wydaje się, że architekci zapomnieli o konieczności zadawania pytań i odpowiadaniu na nie. Czy projektując marokańską fontannę zastanowili się dlaczego mieszkańcy dzielnicy tęsknią akurat za tym obiektem? Czy chodzi o jej kształt, który pozwala na rozmowy z siedzącymi obok, ale umożliwia też obserwację bawiących się nieopodal dzieci? Czy chodzi o element wody w przestrzeni miejskiej, której obecność pozwala na relaks i wyciszenie? A może jest to tradycyjne miejsce spotkań silnie obecne w ich kulturze? Tej myśli chyba zabrakło, co spowodowało, że sukces Superkilen jest sukcesem medialnym, a mniej socjologicznym. Przestrzeń zmieniła się, jednak nie aż tak spektakularnie jak pragnęliby tego architekci.

 

Odpowiadając na pytanie o to co uważam za architekturę dobrą odpowiem, że jest to architektura przemyślana, która jest hybrydą estetyki i funkcjonalności. Architektura dobra to taka, która na pierwszym miejscu stawia człowieka. Dobre projekty stworzone są tak, by osoba, która ma je użytkować mogła poruszać się po nich w sposób możliwie wygodny, efektywny i komfortowy. A równocześnie to projekty, estetyczne, które z szacunkiem odnoszą się do otoczenia i świata wokół.

 

Właśnie takich projektów mam zamiar szukać i je opisywać. Chciałabym też chociaż trochę opowiedzieć o tym co to w ogóle jest architektura. Pokazać, że zazwyczaj podstawą architektury jest teoria. Że czasami w architekturze jest zabawnie, czasami jest strasznie.

 

Do zobaczenia następnym razem!

 


 

 

 

 

*było to w jego książce Pełnia Architektury wydanej przez wyd. Karakter w 2014 roku.

** tamże

***chociaż opinie są podzielone. Projekt zyskał ogromną sławę w świecie architektury i był bardzo głośnym i szeroko dyskutowanym wydarzeniem. W zbiorowej świadomości działa jako ogromny sukces, który odmienił życie dzielnicy. Mimo to słychać głosy mówiące o jedynie komercyjnym sukcesie tego projektu opartym na znanych biurach i szumie medialnym. Pojawiają się opinie, że chociaż dzielnica zmieniła się, to projekt nie był wystarczająco konsultowany społecznie i został przygotowany w oparciu o zbyt płytkie i pobieżne analizy.

**** O kaczkach i dekorowanych budach na pewno też chciałabym kiedyś napisać. Oba terminy zostały wymyślone przez Roberta Venturiego i jego żonę Denise Scott-Brown podczas prac badawczych nad fenomenem Las Vegas. Wszystko opisane w książce Uczyć się od Las Vegas. Zapomniana symbolika formy architektonicznej. Szybkie streszczenie tu  https://99percentinvisible.org/article/lessons-sin-city-architecture-ducks-versus-decorated-sheds/